niedziela, 31 lipca 2016

[10] Pojedyncze zbieżności w przecięciach powłok walencyjnych dryfujących mimowolnie atomów

Widnokrąg obejmujący najbliższe aktualne środowisko w zasięgu wzroku obserwatora przeważnie przygotowuje potajemną drogą niemałą niespodziankę, ulokowaną jednak w nie zawsze dostępnym punkcie – od samego adresata oraz jego zainteresowania rzeczywistością zależy w decydującej mierze sposób odnalezienia tegoż podarunku. Opuszczając przestudiowane na wylot przez wszystkie te lata cztery wyblakłe ściany, przemierzam wpatrzony w skupisko zespolonych pikseli brukowane ulice, cyklicznie mijając na pozór nic nieznaczące sylwetki, każda emanująca odmienną aurą podszytą
niekoniecznie dobranym zestawem odzieży. Tam, gdzie gęstość zaludnienia wzrasta gwałtownie w godzinach szczytu, odczuwam przez krótki moment, jakby moja postać przeobrażała się w cząsteczkę niesprecyzowanego gazu. Sekundy powoli przechodzą do historii, drgania ustępują, rozproszenie staje się faktem, a myśli znów wędrują ku celowi dzisiejszej podróży. Czas nieubłaganie przemija wraz z ruchem Słońca wzdłuż horyzontu. Powrót prócz niezdarnie wypełnionych poliestrowych włókien przynosi ze sobą wyniosłą stertę nieodczytanych pojedynczych zdań. Jutro też jest przecież dzień.

Doby jednakże bezpowrotnie zanikają – nikt nie wychodzi z propozycją wpuszczenia mnie pod swój parasol. Zdaję sobie sprawę, że wzmożona inicjatywa dość korzystnie wpływa na pożądane skutki, aczkolwiek zdążyłem się już zmęczyć angażowaniem w równania z wieloma niewiadomymi, stąpając samoczynnie po nader mglistym terenie. 

Każdy człowiek to (nie)zapisana historia, przy czym skłaniam się ku tworzeniu własnej aniżeli lekturze cudzych, a okładki tychże opowieści zbyt często mylą szatą graficzną.

Odzywa się moja wybredność oraz zachwiane przekonanie, jak rozróżnić toksyczne substancje od neutralnych. Kruchość kontaktu rzadko bywa precyzyjnie określona, za to z autopsji wiem, jakich katalizatorów można użyć by wykrystalizować z tej relacji skrywaną głęboko nienawiść. Po swobodnym zastanowieniu nasuwa się wniosek, że istniała sposobność, aby temu zapobiec, wystarczyło tylko nie zapuszczać się w rzekę pozbawioną dna, wszakże brak podstawowych zdolności poruszania się w wodzie poszedł niefortunnie w niepamięć. Rozbitek za burtą, rzekłby suchym głosem kapitan. 

W trakcie kilku następnych lat pojawił się błąd unicestwiający śmiałość i zaufanie wobec bliźnich. Cofanie się do przeszłości nie zaliczam do najlepszych rozwiązań, ale co prawda – nie widzę na tę chwilę żadnego innego, równie godnego ludzkiej uwagi: 

dzieciństwowspomnienia nie sięgają tak daleko, wówczas nie wiedziało się obficie o otaczającym świecie zamieszkanym przez monstrualne organizmy, piękny był to okres

przedszkoledo którego mnie nie wysłano, koczownicze wędrówki trasą zawierające pobliskie osiedlowe podwórka, nerwowe przesiadywanie w piaskownicach, obcując ze strachem dotyczącym rozwalenia amatorskich płaskorzeźb, poznawałem rówieśników 

podstawówkaliczne znajomości, spora łatwość w nawiązywaniu nici porozumienia z uczniami, chociaż i to nie obyło się bez swego rodzaju incydentów, zrodzona wśród zieleni prawdziwa przyjaźń, później rozdeptana podzieli los rozrzuconych gałęzi, cóż stadium końcowe zostało nacechowane alienacją (następstwo koncentracji na nauce)

teatralne gimnazjumdalsze skupianie się na edukacji skutkowało jeszcze większym, przeszywającym duszę na wskroś osamotnieniem, rozwój artystyczny, brodzenie po żeńskich energiach, śladowe odwiedziny starych przyjaciół, akt ostracyzmu powodem bezpośredniego wpadnięcia w wirtualną pułapkę, początkowo destrukcyjnie ustalane pomiędzy użytkownikami więzy, przeradzające się stopniowo w wyraziste n-zależności

depresyjne liceum prywatnetoksyczny pseudozwiązek, drugorzędne nieodwzajemnione uczucie przyczyniające się do załamania nerwowego, kompleksy wyskakujące z dnia na dzień niczym pryszcze, perfekcjonizm spędzający sen z powiek, pisanie twórczych wierszy rozpoczęciem przygody z literaturą, melancholia towarzysząca na dowolnie możliwym kroku, seria niepomyślnych a zarazem niepotrzebnych spotkań, fluktuacja nastrojów, stagnacja, palenie mostów, i próby budowania innowacji na ich zgliszczach 

Kalendarz biograficzny zatrzymuje się przy tymże etapie, ta historia trwale oddziałuje, wychodząc okolicznościowo w pośpiechu, zostawia jej głównego bohatera z refleksją: 
Kiedy to się wreszcie skończy?

Uciekanie przed komunikacją, nieznajomy ton podczas podawania dłoni, mentalność wiecznie nieobecnego profesora stanowią wyłącznie nieliczne następstwa minionych wydarzeń. Nie chadzam po barach, klubach czy też innych tego typu przybytkach, nie nawiązuję kontaktu wzrokowego, nie mogę być niewidzialny, więc ignoruję otoczenie. Tryb samotnika nie narzeka przesadnie na przytoczone wcześniej ujęcia osobowości. 

Po drugiej stronie ekranu świat rządzi się nieco odmiennymi prawami. Nieświadomie wytwarzam silne pole, które przyciąga sforę nieznajomych jak znamienny magnes, co oczywiście, będąc introwertykiem, traktuję jako potencjalne zagrożenie, flegmatycznie uruchamiane są mechanizmy obronne – według zobrazowanego poniżej schematu:‏ 

➼ otrzymanie elaboratu pochwalnego na swój temat ➙ poważny styl odpowiedzi ➙ zdawkowe emocje ➙ utrzymywanie przy życiu ciszy ➟ ignorowanie dążeń do rozmów

Jeśli omawiane czynniki zawodzą, a sam zaintrygowany mną osobnik nie dostrzega w takim zachowaniu problemu, tarcza sukcesywnie obniża swój poziom, mdła atmosfera przekształca się w znacznie luźniejszą, natomiast dłuższe wiadomości schodzą wolno na dalszy plan. Powstałym tak korelacjom wróżę z zasady niezaprzeczalną przyszłość objawiającą się zwłaszcza wtedy, gdy obie te jednostki wzajemnie na sobie polegają...

– Nie piszę pierwszy, nie jestem w stanie zagadać do obcej napotkanej osoby, wynika to między innymi z mojej wtórnie nabytej obawy przed odrzuceniem.

– Nie zauważam sensu w przelotnych znajomościach, ktoś zapomina po dwóch bądź trzech dniach o twoim istnieniu, rozmyślasz, czy to nie przypadkiem wina w zaistniałej sytuacji należy do ciebie albo ów człowiek nie był gotowy na nowe doznania.

– Nie umiem tkwić w relacji, w której nie czuję się potrzebny, korzenie puszczają, gdyż gleba nie uraczy żyznością mego altruizmu, nie przepadam także za okolicznościami, kiedy ktokolwiek jawnie wykorzystuje dobroć tudzież empatię, jaką go obdarzam, takie postępowanie zniechęca, szczególnie mając pewność, że nie uzyskam pomocy od A.

Czasem również znikam bez śladu na bliżej nieokreślony fragment dziejów, ogólnie to łączność z moim indywiduum nie kwalifikuje się właściwie do najprostszych czynności.

Jednak staram się to zmienić, niedawny comeback na pewien portal społecznościowy odrobinę mnie w tym wspiera. Małymi kroczkami do celu, chyba że to raptem jeden z przejawów słomianego zapału i prędzej czy później skończy się na wyblakłej nadziei.
Lubi, zmądrzeje, porzuci (...) odliczam beznamiętnie