Widnokrąg obejmujący najbliższe aktualne środowisko w zasięgu wzroku obserwatora przeważnie przygotowuje potajemną drogą niemałą niespodziankę, ulokowaną jednak w nie zawsze dostępnym punkcie – od samego adresata oraz jego zainteresowania rzeczywistością zależy w decydującej mierze sposób odnalezienia tegoż podarunku. Opuszczając przestudiowane na wylot przez wszystkie te lata cztery wyblakłe ściany, przemierzam wpatrzony w skupisko zespolonych pikseli brukowane ulice, cyklicznie mijając na pozór nic nieznaczące sylwetki, każda emanująca odmienną aurą podszytą
niekoniecznie dobranym zestawem odzieży. Tam, gdzie gęstość zaludnienia wzrasta gwałtownie w godzinach szczytu, odczuwam przez krótki moment, jakby moja postać przeobrażała się w cząsteczkę niesprecyzowanego gazu. Sekundy powoli przechodzą do historii, drgania ustępują, rozproszenie staje się faktem, a myśli znów wędrują ku celowi dzisiejszej podróży. Czas nieubłaganie przemija wraz z ruchem Słońca wzdłuż horyzontu. Powrót prócz niezdarnie wypełnionych poliestrowych włókien przynosi ze sobą wyniosłą stertę nieodczytanych pojedynczych zdań. Jutro też jest przecież dzień.